KOREAŃSKIE WYZWANIA – rozmowa z Szymonem Sikorą – fotografem PKOL

XXIII Zimowe Igrzyska Olimpijskie w PyeongChang zakończyły się ponad 2 miesiąc temu. O tym jakie wyzwania stawia przed fotografem taka impreza oraz jak do niej się przygotować opowiada Szymon Sikora – fotograf Polskiego Komitetu Olimpijskiego, jeden z 6 polskich fotografów, którzy byli w Korei Południowej.

 

Na hasło PyeongChang 2018 pierwsze co przychodzi Ci do głowy to… ?

Zastanawiam się pomiędzy: zimno a kimchi

 

Czego najbardziej obawiałeś się przed wyjazdem? Bariery językowej, niskich temperatur a może czegoś mniej oczywistego?

Igrzyska to zawsze duże wyzwanie dla fotoreportera. Poza szeroko pojętą logistyką olimpijską, czyli wszystko to żeby znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie, pozostaje jeszcze  duża odpowiedzialność i poczucie misji, żeby dobrze pokazać na zdjęciach tak wielką imprezę. 62 polskich reprezentantów startowało w swojej najważniejszej imprezie sportowej i tylko 4 wróciło z medalami. To właśnie moja główna rola żeby pokazać dramaty, które rozgrywają się na olimpijskich arenach. Interesuje mnie coś więcej niż tylko spektakularny sukces medalowy. Wg mnie udział w igrzyskach to wielka nobilitacja dla każdego zawodnika. Sam start w zawodach jest niesłychanie ważny i często podjęcie heroicznej walki i porażka jest tak samo istotna jak medalowy sukces. Wielu kibiców postrzega to bardzo schematycznie, ja – fotografując sport – staram się uchwycić wysiłek, radość, smutek, zmęczenie, pokonywanie samego siebie, przegraną, zwycięstwo i żywiołowo zmieniające się emocje uczestników skoków, biegów, strzelań czy zjazdów.

 

Jakie jeszcze inne wyzwania stawiają Igrzyska Olimpijskie przed fotografem?

Myślę, że z jednej strony podstawą jest dobra organizacja działań fotoreportera, rozeznanie, dobra wiedza o sporcie i poszczególnych zawodnikach. Z drugiej to skompletowanie świetnego, sprawdzonego sprzętu gotowego do pracy w każdych warunkach.  

 

A sama Korea i PyeongChang czymś wyjątkowo Cię zaskoczyły, czymś czego się nie spodziewałeś i na co nie byłeś przygotowany?

To były moje szóste igrzyska za aparatem. Globalizacja imprezy i wszystkie procedury są do siebie podobne, łatwo więc polegać na swoim doświadczeniu. Jeśli chodzi o sam PyeongChang to mimo olbrzymich różnic kulturowych, “egzotycznego” położenia i ciekawej kultury to uważam, że na świecie jest wiele miejsc, które warto odwiedzić w pierwszej kolejności. 

 

Opowiedz proszę trochę o przygotowaniach do wyjazdu. Sam ubiór przecież to nie lada wyzwanie – w końcu większość dyscyplin odbywa się na zewnątrz, a Ty godzinami stoisz…

Złe warunki to moja specjalność. Nie ukrywam, że lubię zimę, śnieg, mróz i ogólnie wodę w każdym stanie skupienia. Często fotografuję łyżwiarstwo, biathlon, żeglarstwo i jeszcze klika sportów rozgrywanych w warunkach uznawanych za mało atrakcyjne. Mam swój ulubiony zestaw kilku “skórek” które zawsze – w różnych konfiguracjach – zakładam na siebie. Pozostały sprzęt to dobre buty, raki, nieprzemakalna lekka peleryna, chemiczne ogrzewacze do stóp i rąk, dobre nakrycie głowy i wynalazek z Korei czyli komin – który zasłaniał twarz. Klimat i silny wiatr w PyeongChang sprawiały, że odczuwało się temperaturę około -40 stopni Celsjusza. Fotografowanie konkursu skoków narciarskich czy ceremonii otwarcia igrzysk było dramatem. Na stadionie olimpijskim siedziałem przez 2 godziny na krzesełku bez możliwości rozruszania zmarzniętych kości, zużyłem wtedy zapas 20 ogrzewaczy a stopy miałem schowane w dodatkową czapkę… Poruszanie się po obiektach alpejskich to również ciężkie, czasem nawet niebezpieczne wyzwanie. O ile na Igrzyskach w Sochi praktycznie można było wejść wszędzie na trasy alpejskie a nawet zjechać na nartach na linie startu np: slalomu giganta, o tyle w PyeongChang organizatorzy bardzo dbali o bezpieczeństwo fotografów. Na przykład moja 2 godzinna wspinaczka w góry na trasy skicrossa zakończyła się fiaskiem. Foto Staff – zdziwiony moją obecnością na szczycie (?) kategorycznie zabronił fotografowania i odesłał mnie w eskorcie na linię mety. 

 

Porozmawiajmy teraz chwilę o sprzęcie, bo to temat, który bardzo interesuje naszych czytelników. Jakie aparaty oraz obiektywy miałeś ze sobą?

Od lat fotografuję aparatami Nikona. Używam 2 korpusów D5 i okazyjnie jednego D810. Do tego obiektywy o zmiennej ogniskowej 24-70, 70-200 i stałym świetle 2,8. Z super zoomów wybrałem kiedyś 400/2,8 i dalej uważam go za najlepszy obiektyw do fotografowania sportu. W moim plecaku mieści się jeszcze Sigma fisheye 14mm / 2,8 i od niedawna lampa Profoto A1.  

 

Tyle godzin na mrozie – sprzęt nie zawodzi? Np. karty pamięci, akumulatory do aparatu, które raczej nie lubią ekstremalnych temperatur.

Ekstremalne warunki i sprzęt fotograficzny to kapryśny duet. Mam kilka swoich trików które pozwalają mi uniknąć katastrofy. Na pewno trzeba używać pokrowców ochronnych na śniegu i deszczu. Sprzęt trzymam w hermetycznej skrzyni peli, do której wrzucam karbonowe pochłaniacze wilgoci. Jeśli mocno pada, albo sprzęt zalewa słona woda, wyjmuje aparat tylko na chwilę. Fotografuję i chowam do suchego peli. Staram się też nie wymieniać optyki żeby nie rozszczelniać zestawów.

Bardzo niebezpieczne są skoki temperatury gdy np. wchodzi się do ogrzewanego centrum prasowego. Wtedy lepiej zostawić sprzęt na zewnątrz lub nie wyciągać go z pokrowca. Wilgoć skroplona na sprzęcie, zamarza momentalnie. Na mrozie szybko padają baterie, wyciągam je aparatu i trzymam pod kurtką, bliżej ciała aż do momentu przed samymi zdjęciami. Mam też swój zestaw ratunkowy, czyli baterie zapasowe. Na rynku pojawiły się dobrej jakości zamienniki Duracella, których zacząłem używać do D5 i D810. Cena jest dużo niższa a taka bateria może uratować „górską” sesję. Bardzo sobie chwalę też dobry kompaktowy plecak z wydzieloną kieszenią na komputer – koniecznie po stronie pleców – i neoprenowe paski do aparatów które nie odcinają powietrza podczas wspinaczki czy dużego wysiłku.

 

Zostańmy chwilę przy akcesoriach – czy na imprezie takiej rangi zabierasz nowe rzeczy, np. karty pamięci czy baterie czy nie ma takiej potrzeby?

Mam taką zasadę, że używam kart pamięci do pierwszych kłopotów. Jeżeli karta wykazuje jakieś anomalie, system komputerowy zgłasza pierwsze problemy karta leci na śmietnik. Używam rotacyjnie 4 kart XQD Lexara 440/MB/s. Do tej pory system się sprawdza. Co do nowego sprzętu mam zawsze pewne dystans. Nowości lepiej przetestować w domowych warunkach. 

 

Jakie niespodzianki sprzętowe Cię spotkały, czy udało się uniknąć wpadek? Często słyszy się np. o kradzieżach, mam nadzieję że Ciebie to ominęło?

Największy stres to podróż samolotem. Plecak z najdroższymi częściami ekwipunku waży 19 kilo. Zawsze zabieram go do kabiny i zawsze drżę na odprawie, żeby ktoś go nie zważył. Dodatkowo przepisy cały czas się zmieniają i ostatnio są kłopoty z przewozem dużych akumulatorów. Do PyeongChangu dotarłem samolotem LOTu i tu olbrzymi plus, że u rodzimego przewoźnika nigdy nie spotkały mnie złe niespodzianki i wszyscy rozumieją specyfikę przewozu sprzętu foto lub video. Na dłuższe podróże ubezpieczam sprzęt od kradzieży lub uszkodzeń. Szczególnie ważne było to podczas Igrzysk w Rio de Janeiro gdzie kilku z moich kolegów spotkała przykra przygoda a sprzęt zmienił właściciela.

Co ciekawe to od wielu lat na igrzyskach fotografowie mogą liczyć na pomoc profesjonalistów z firmy Nikon i Canon. Sprzęt można serwisować na bieżąco codziennie od 7.00 do 21.00 w głównym centrum prasowym. Sympatyczna obsługa składająca się z pracowników tych firm z całego świata, stara się rozwiązywać na bieżąco problemy blisko 800 fotografów. Można sobie wyobrazić tylko jaka jest skala takiego przedsięwzięcia.

Jeśli chodzi o wpadki to zaliczyłem tylko jedną. Jak zwykle w pogoni za czasem, zrzucałem i wywoływałem zdjęcia w autobusie w trasie pomiędzy jedną a druga areną olimpijską. Potem szybkie pakowanie:  jeden aparat, drugi aparat, laptop do plecaka, czapka, rękawiczki, akredytacja, opaska foto na ramię, telefon, czytnik do kart… no właśnie, czytnik pojechał dalej. XQD to format spotykany tylko w aparatach Nikona i kamerach sony. Kupić go nie można w zasadzie nigdzie. Można oczywiście pożyczyć od kolegi ale to raczej sprawa jednorazowa. Można też podłączyć aparat z komputerem kablem SATA ale okazuje się że software się nie lubi i oba urządzenia się zawieszają. Kropka. Po 24 godzinach pomógł Wiktor Sobolewski z NPS Polska, który zdobył dodatkowy czytnik w zasadzie nie wiadomo skąd. Kolejne 24 godziny bez snu zajęło mi porządkowanie materiału który utknął w aparatach.

 

Na koniec chciałbym, abyś pokusił się o udzielenie kilku rad osobom, które chciałyby znaleźć się kiedyś z aparatem w ręku tak jak Ty na dużej imprezie sportowej – czy to Igrzyska Olimpijskie czy mecz Mistrzostw Świata w Piłce Nożnej, które zbliżają się wielkimi krokami. Od czego powinny zacząć? Podstawa to sprzęt czy może inne aspekty fotografii będą istotniejsze?

Myślę że największym atutem fotografa sportowego jest doświadczenie. Igrzyska to zwieńczenie kariery ale prowadzi do nich daleka droga. Trzeba fotografować dużo, obserwować sytuacje i specyfikę dyscypliny, żyć sportem, poznawać ludzi i środowisko które się fotografuje. Kompletować mozolnie sprzęt i zdobywać praktykę na mniejszych imprezach sportowych. Dobrze też śledzić wielkie nazwiska światowych fotografów jak np.: David Burnett czy Joe Mcnally, żeby umieć oddzielić co jest dobrym zdjęciem sportowym, a co zwykłym rejestrowaniem rzeczywistości.

 

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pożegnam się koreańskim „kamsahamnida”